Ta strona korzysta z plików cookie.

Dyrektywa Tytoniowa nie wszystko dobrze się kończy – zwłaszcza dla handlu

15 stycznia 2016

Od 2010 trwają prace nad rewizją dyrektywy tytoniowej – przez ten czas pojawiło bardzo dużo projektów jak ma ona wyglądać – rozwiązania które zostały przyjęte w 2014 roku w żadnym wypadku nie zapowiadały jednak takich problemów przed którymi stanął polski handel – nie chodzi tu jedynie o zakaz papierosów mentolowych co przesunie dodatkowe 20% rynku od 2020 roku do szarej strefy, która jest ogromna. Już dzisiaj blisko 30% wszystkich wyrobów tytoniowych konsumowanych w Polsce jest nielegalna.

Problemy są tu i teraz – procedowana obecnie ustawa o ochronie zdrowia przed następstwami tytoniu i wyrobów tytoniowych, która wdraża dyrektywę – nie tylko jest opóźniona o dwa lata, ale również zawiera liczne wady i zapisy powodujące, że handel legalnymi wyrobami tytoniowymi będzie jeszcze trudniejszy kierując konsumentów tam, gdzie takich ograniczeń nie ma, czyli do szarej strefy. To będzie miało negatywne skutki dla budżetu czy miejsc pracy.

Chodzi tu przede wszystkim o zapis, który zniknął z projektu ustawy jeszcze przed wyborami. Dotyczył on definicji „informacji o wyrobach tytoniowych” – czyli o możliwości zamieszczania informacji o produktach w sklepach. Informacja nie zawierała przekazu zachęcającego do zakupu lub używania tytoniu, a informowała jedynie o istotnych cechach produktu. Usunięcie informacji o markach wyrobów tytoniowych z punktów sprzedaży nie jest wymagane przez europejską dyrektywę  oraz jest sprzeczne z elementarnymi zasadami funkcjonowania handlu. Biorąc pod uwagę zakaz innych form prezentowania wyrobów tytoniowych, komunikacja w punktach sprzedaży pozostaje jedynym elementem komunikacji z klientami.

Warto zwrócić uwagę na fakt, iż w pierwotnej wersji prac nad dyrektywą mówiło się o zakazie ekspozycji wyrobów tytoniowych w sklepach, ale później ku uldze całego środowiska decydenci odeszli od tego pomysłu. Tymczasem okazuje się, że wraca on tyle, że w nowej formie. Będzie szafka z papierosami w sklepie, na której nie będzie żadnej informacji  o dostępnej ofercie, a opakowania, które się w niej będą znajdowały będą miały 3 x 2 cm na nazwę marki logo producenta i cenę. Całą resztę powierzchni opakowania zajmować będzie obrazkowe ostrzeżenie zdrowotne – to nawet nie jest śmieszne – jak to odczytać z odległości powiedzmy 1,5 metra ?

Powiedzmy po prostu, że wychodzimy poza ustalenia dyrektywy i wprowadzamy zakaz ekspozycji, którego miało nie być!

Jednak nie wszystkie  papierosy będą musiały być poddane takim rygorom  – to 200 mln paczek papierosów produkowanych specjalnie na przemyt i wprowadzanych nielegalnie do obrotu w kanale sprzedaży w którym nie sprawdza się też wieku kupujących czyli na bazarach.

Co do samego zakazu ekspozycji wyrobów tytoniowych który przypomina brak możliwości informacji w punktach sprzedaży – obowiązuje on w Wielkiej Brytanii, kraju o jednym z największych szarych rynków wyrobów tytoniowych.

Pamiętajmy, że w Polsce wyroby tytoniowe sprzedaje ponad 100 000 punktów, co generuje nawet do 40 % ich obrotów.

Z punktu widzenia legalnego handlu, który cały czas posiada w swojej ofercie wyroby tytoniowe i będzie je posiadał, zapewnienie elementarnej możliwości zapoznania się z ofertą jest całkowicie niezbędne.

Do tego problemu dochodzą inne mniej spektakularne, ale nie mniej ważne – jak na przykład to że w żaden sposób nie będzie można oznaczać papierosów mentolowych inaczej niż normalnych. Jak zatem sprzedawca ma wiedzieć co sprzedaje klientowi? Kluczowa jest też kwestia terminu dostosowania produkcji zgodnie z wytycznymi nowej dyrektywy do 20 maja 2016, kiedy nie ma jeszcze podstaw prawnych żeby takie prace zacząć – w tej sytuacji handel musi się liczyć z przerwami dostaw, o ile termin ten nie będzie przesunięty na początek roku 2017 – a przerwa w dostawie to przekierowanie klientów do szarej strefy.

Reasumując, implementacja dyrektywy tytoniowej bez skorygowania wad z obecnego projektu może spowodować bardzo poważne straty do budżetu państwa oraz zaburzenia w handlu cofając go do czasów przypominających raczej stan wojenny.